Skończyłam właśnie serie z Mickey’em Bolitarem i muszę przykrością stwierdzić, że o ile pierwsza część: Schronienie jeszcze jakoś się wybroni o tyle dwie kolejne to już takie powiastki dla nastolatków o niczym. To nie jest ten sam Coben, którego znamy z serii o Myronie. Owszem, zaletą jest lekkość języka (o ile prostota ta nie ociera się o wadę), ale zarówno postaci jak i akcja mało wiarygodne. Czyta się szybko, bo liczba stron zafałszowana jest ogromną czcionką i odstępami, więc niewiele tego w efekcie, do tego prostota języka sprawia, że w ciągu doby przebrnęłam przez dwa tomy. Że za kilka dni w głowie nic nie zostanie to niestety wina banalnej treści.