Leila Aboulela urodziła się w 1964 roku w Kairze. Dorastała w Chartumie, gdzie ukończyła ekonomię na tamtejszym uniwersytecie. Pisze w języku angielskim o życiu Sudańczyków w kraju i na emigracji. W Polsce ukazały się jej trzy powieści: „Minaret”, „Tłumaczka” oraz „Arabska pieśń”.
Znacie? Czytaliście? Myślę, że Leila Aboulela nie należy do popularnych autorek w Polsce, co może wynikać z faktu, że o ile jej proza dotyka islamu i życia muzułmanów (zwłaszcza kobiet), o tyle nie jest to coś chwytliwego. A jak wiadomo, z kręgu arabskiego najchętniej czytane są romanse Europejek z mężczyznami o pięknych oczach.
Tymczasem u Leili Abouleli nie ma typowych romansów, nie ma sensacji. Trudno nawet zaliczyć jej twórczość do literatury kobiecej; to bardziej historie społeczne („Arabska pieśń”) i obyczajowe („Minaret” oraz „Tłumaczka”). Jej opowieści płyną niespiesznie, może trochę sennie, co ma swój urok.
Przeczytałam wszystkie trzy i uważam, że najlepszą spośród nich jest „Minaret”, czyli historia powolnego dorastania, budzenia się z dziecięcego snu, ale też życiowej porażki, a także zakazanej miłości (aczkolwiek absolutnie nie takiej, jak w romansach). Nie każdy polubi zagubioną główną bohaterkę, ale właśnie przez swoją życiową nieporadność wydaje się wiarygodna. Wielu jest ludzi takich jak ona. Jest to też opowieść o religijnym przebudzeniu i życiu muzułmanek na emigracji.
W podobnym klimacie jest „Tłumaczka”. Spotkałam się z zarzutami, że książka napisana została topornym językiem, ale to kwestia gustu. Mnie bardzo przekonał ten lekko poetycki styl, jakby wyjęty z opisów snu. To również opowieść o muzułmance na emigracji. Warto sięgnąć po nią także po to, by zobaczyć, jak nieszablonowo można pisać o miłości, wymykając się typowym europejskim standardom. To niezwykle pouczające, zwłaszcza gdy współczesna literatura o miłości jest czasem przeładowana erotyzmem.
„Arabską pieśń” uważam za najsłabszą i trudno mi o niej cokolwiek napisać. Znajdziecie tam sudańskie zwyczaje z lat pięćdziesiątych, interesujące kontrasty społeczne, ale brakowało mi w niej tego „czegoś”; niespecjalnie mnie poruszyła.
Zaletą powieści Leili Abouleli jest umiejętność spojrzenia na kraje zachodu z próbą zrozumienia, lecz bez krytyki, i pozostawanie jednocześnie w wierności własnym, rodzimym tradycjom, a także religii. Nie da się ukryć, że islam to jeden z istotniejszych tematów w jej powieściach. Mnie urzekł jej styl, język, jakim się posługuje, ta delikatność i ostrożność w dobieraniu słów. Kiedy wczytywałam się w słowa z jej książek, miałam wrażenie, jakby ktoś wreszcie pisał podobnie jak ja... To chyba jedyna autorka, w której twórczości w jakimś stopniu odnajduję cząstkę siebie.