czy on kiedys dorosnie?
« dnia: Maja 16, 2017, 03:14 »
Postanowilam napisac o swoim problemie w tym miejscu z nadzieja na rade,gdyz nie wiem juz w jaki sposób powinnam postapic,a myslenie w kolko o tym samym zatruwa mi kazdy dzien. Chodzi o mojego faceta i ojca naszego osmiomiesiecznego synka...Otoz mam wrazenie ze on jest wiecznym dzieckiem.Mieszkamy razem u moich rodzicow gdyz niestety narazie nie stac nas na samodzielnosc,partner pracuje ale ze wzgledu na brak wyksztalcenia nie zarabia dużo,a ja opiekuje sie malutkim i studiuje zaocznie.Zeby byc sprawiedliwa musze nadmienic,ze partner ciezko pracuje i stara sie powiekszac swoje zarobki żeby jak najmniej korzystac z pomocy moich rodzicow,poza tym od jesieni ma chęć kontynuowac edukacje rowniez w celu polepszenia naszej przyszlosci.Dla moich rodzicow stara sie byc mily i pomocny i widze ze jest niesłychanie przywiazany do naszego synka... Natomiast z drugiej strony drazni mnie w nim sporo rzeczy np.to ze po powrocie z pracy nie raz tylko chwile pobawi sie z malym a później siada przed komputerem bo musi sie zrelaksowac.to ja wieczorami kapie,karmie,ukladam dziecko do snu mimo,ze przeciez jestem z nim cale dnie i wieczorem chcialabym liczyc choc na mala pomoc...Poza tym wcale nie wierze do konca w ta jego chec pojscia do szkoly,gdyż choc nie raz o tym rozmawialismy i bez konca powtarzam jakie to dla nas wazne on potrafi wychodzic z zalozenia,ze potrafi zarobic wieksze pieniadze i bez wyksztalcenia a ja przeciez jak skoncze studia tez bede zarabiac wiec spokojnie damy sobie rade.czy to znaczy ze w razie czego mam go utrzymywac?a szacunek,autorytet który winien miec u swojego syna nie jest wazny?i w jaki sposob chce go zbudowac? Miedzy partnerem i moja mama pomimo obopolnych staran nie raz wybchaja klotnie,tzn.mama ma glosne pretensje np.o nieposprzatany garaz,a partner zamyka sie w sobie,jej nic nie mowi,za to mnie sie zali,ze winien sie wyprowadzic do czasu az bedziemy samodzielni i bedzie nas stac na wlasny kat.Ale jak bedzie wygladala taka rodzina na odleglosc przez parę lat?... Sa momenty gdy czuje jego pomoc,lecz przychodza tez takie dni,w ktorych mysle,ze on jest moim drugim dzieckiem,ze to ja musze dbac o jego wlasciwe decyzje,ja musze sie starac aby rozumial swoja role jaka odegra w zyciu dziecka...Nie planujemy narazie slubu gdyz ja sie boje...boje sie,ze zmiast bezpieczenstwa i spokoju bede miec wieczne troski o przyszlosc.Nie wiem czy potrafilam to wszystko jasno opisac,najgorsze jest to,ze w nim sa jak by 2 osoby-jedna zdajaca sobie sprawe z sytuacji i starajaca sie dla rodziny i druga-duzy chlopiec zagubiony w tym wszystkim.Powinnam mu w dalszym ciągu pomagac sie odnalezc a moze kazac odejsc i czekac co zrobi?Wierze,ze jest godny moich staran,w trakcie i po porodzie byl dla mnie wielka podpora...mialam problemy z pokarmem i non stop odciagalam mleko a w tym czasie tylko on zajmowal sie malym,karmil,kapal,przewijal,wstawal w nocy razem ze mna.Dopiro po jakichs dwoch miesiacach kiedy ja wdrozylam sie juz zupelnie w opieke nad dzieckiem,a on dostal lepsza ale i bardziej czasochlonna prace nasze swiaty jak by zaczely sie oddalac i nie wiem jak sie porozumiec w sprawie obowiazkow i przyszlosci... Chyba bardzo chaotyczna ta moja wypowiedz jednak mam nadzieje,ze powiedzialam to co najwazniejsze.Bardzo prosze o rade.Dodam ze ja i partner mamy po 22 lata.