"Smażone Zielone Pomidory" - żona mi wypożyczyła w zasadzie.
Stwierdziła, że to było "na chybił trafił", ale potem sama się wsypała, że ją zaintrygowały przepisy kulinarne na końcu książki - bądź co bądź - beletrystycznej.
W ogóle nie mam pojęcia co to za książka. Ano - zobaczymy.
Najwyżej znów usłyszę od naszej bibliotekarki gminnej gdy będę oddawał: "to nie dla pana, to dla dziewczyn"